DMT: Moja wielka podróż
'Nic.' odpowiadam bez sekundy zastanowienia.
'Jeśli chcesz, mogę przynieść DMT.'
Kolejny tydzień spędziłam na Erowid i Reddicie, ten pierwszy portal bez bullshitu podaje główne informacje dotyczące wszystkich narkotyków (nie wykluczając herbaty i czekolady) oraz jest łatwym do nawigacji zbiorem "tripów' (podróży w odmnienne stany świadomości). Reddit natomiast to banda nieznajomych-znajomych, którzy również nie owijają w bawełnę. Może informacje już nie będą tak rzetelne jak te podawane przez Erowid, ale w przeszłości Reddit wyleczył mojego kota z alergii oraz podsunął kilka świetnych wegańskich przepisów. Zaparzyłam sobie kawę (stymulant; działanie: zwiększona aktywność i produktywność, niepokój, irytacja, podwyższona temperatura ciała, przyspieszenie oddechu i pracy serca; środek silnie uzależniający) i zaczęłam czytać. Po chwili musiałam odstawić kawę.
DMT, czyli Dimetylotryptamina to związek chemiczny występujący w naturze. O DMT mówi się często w konktekście południoamerykańskich roślin leczniczych, takich jak Ayahuasca. Jedną z najważniejszych lektur, jakie można zdobyć w tym temacie jest książka Ricka Strassmana, 'DMT: The Spirit Molecule'. Na Netflixie możesz znaleźć dokument, który powstał na jej podstawie.
Jednak wrócę tu do momentu, w którym zaczęłam przeglądać raporty tripów i momentu, w którym wymówienie słowa 'dimetylotryptamina' było większym wyzwaniem niż wyrecytowanie 15 numerów Pi z pamięci. Mój amatorski research doprowadził mnie do krainy "istot", innych wymiarów, oraz śmierci ego. Podróż miała być krótka, ale niesamowicie intensywna. Obrazy, które miały pojawić się przed moimi oczami przypominające te z filmu "Enter the Void". W raportach osoby opisywały dźwięk gongu, który otwierał drogę do innej rzeczywistości. DMT było porównywane do bycia wystrzelonym rakietą w kosmos.
Zaczęłam się bać. Z psychodelikami nie miałam żadnego doświadczenia. Zaczęłam szukać raportów ze "złych" podróży oraz sposobów, w jaki mogłam się najlepiej przygotować. Wtedy znalazłam zdanie, które do dzisiaj pomaga mi zaakceptować z otwartym sercem i umysłem każde nowe doświadczenie: skup się na oddechu.
Nadeszła sobota. Oprócz mnie, dwie inne osoby zdecydowały się spróbować DMT. George był "sitterem" dla każdego z nas. Byłam ostatnia.
To było nowe mieszkanie i nasze łóżko nie było jeszcze złożone, dlatego w sypialni oparliśmy materac o ścianę w taki sposób, żeby można było się wygodnie oprzeć. Powiesiłam różowe światełka. Zapaliłam świeczkę. Czytałam dużo o "set i setting" - zasadzie, która mówi o tym, że środowisko i zrelaksowany lub neutralny stan umysłowy jest najlepszy do eksploracji psychodelików. Jeśli miejsce jest Ci obce, ludzie dookoła Cię wywołują trudne emocje, a ostatnio przechodziłeś/aś wiele stresujących sytuacji, to warto poczekać na lepszy moment.
George siedział obok mnie. Do szklanej fajki (coś takiego, przez co pali się również crack - o ironio, zupełnie inna beczka) wsypał DMT. Szybko przypomniałam sobie wszystko, o czym mówił mi Reddit. Wziąć głęboki oddech, przytrzymać siedem sekund, po czym wypuścić. George podał mi fajkę, podgrzał jej dno. Natychmiast uderzył mnie charakterystyczny smak DMT - coś jak palony plastik. Wzięłam wielki wdech. Zaczęłam odliczać sekundy. Kiedy wypuszczałam powietrze poczułam się niezwykle lekko, pokój zdawał się być mniejszy i głośniejszy, ale głos nie wydawał się dochodzić z zewnątrz, ale ze mnie. Zaczęłam brać drugi wdech, ale już nie udało mi się go utrzymać.* Wyciągnęłam rękę w kierunku Georga oddając mu fajkę i wtedy zobaczyłam, jak rozpada się przed moimi oczami na małe cząsteczki.
Usłyszałam swój głos. "What? What? Wooow...What? What? Wooow". Uczucie jakby spadała kurtyna i rzeczywistość zaczęła się przede mną obnażać. Wtedy zaczęły wychodzić ze mnie kolejne słowa, a raczej jedno zdanie, które stało się mantrą mojego tripu, lekcją, jaką dało mi DMT. Do tego zdania wracam ciągle.
"I don't understand anything anymore", zaczęłam powtarzać jak zaahipnotyzowana i to nie było tak, że chciałam mówić te słowa, ale same słowa wychodziły ze mnie i za każdym razem zmieniały swoją formę, dźwięk mojego głosu ulegał całkowitej transformacji, wibrował, obniżał się, nabierał pełni, po czym się wyginał. Zamknęłam oczy i Kasia zniknęła całkowicie.
To, co działo się przez kolejne...nie mam pojęcia, ile czasu jest czymś, czego do dzisiaj nie umiem opisać. Przez ostatnie dwa lata widziałam wiele wizualizacji doświadczenia DMT i niektóre z nich przypominają moje własne.
Oto jeden z lepszych filmików, jakie udało mi się znaleźć na YouTubie. Teraz wyobraź sobie, że nie ma Ciebie oglądającego ten filmik. To Ty jesteś tym filmikiem.
W pewnym momencie usłyszałam wysoki krzyk i ten krzyk zmienił się w długi tunel światła i kolorów, po czym dźwięk rozbił się i zmienił w wysoki śmiech. W tym momencie zorientowałam się, że JA krzyczę i JA się śmieję. To był moment, w którym wróciłam do siebie. Nagle wśród barw, kształtów i dźwięków zaczęła pojawiać się twarz. Poczułam dyskomfort. Ta twarz leciała w moim kierunku i aby uniknąć zderzenia się z nią, zaczęłam odwracać głowę, ale twarz wtedy nadjeżdżała z innej strony. Ta twarz przypominała jedną z tych, które czasem wyobrażam sobie przed snem. Twarz z moich koszmarów. Dyskomfort narastał, więc otworzyłam oczy. I wtedy zobaczyłam, że jestem obejmowana przez sześć ramion.
Byłam w pokoju i widziałam wszystko: nierozpakowane walizki, materac, światełka i Georga. Ale oprócz tego czułam i widziałam istoty (tylko ich ramiona, ale wiedziałam, że należą one do tych istot). Trzymały mnie w objęciach jakby chciały pokazać, że nie muszę bać się tej twarzy; że mogę na nią spojrzeć.
To nie był strach, ale jednak, kiedy widzisz i czujesz coś w sposób tak samo wyraźny jak to, co znasz na codzień, Twój umysł potrzebuje trochę czasu.
'George,' po raz pierwszy skierowałam się do kolegi. 'Czy jesteśmy teraz sami?'
George, który teraz na twarzy miał czerwone ślady jak Rafiki z Króla Lwa siedział cicho. Był moim sitterem i nie chciał wpłynąć w jakikolwiek sposób na moje doświadczenie.
'Myślę, że to w porządku, jeśli coś powiesz.'
George uśmiechnął się.
'Tak.'
Wtedy uspokoiłam się. Zauważyłam, że wszystko dookoła mnie było w ruchu, a przez cały pokój przechodziły linie. Rozumiałam, że jest to "inny wymiar" i w nim właśnie mogę zobaczyć te istoty.
Poczułam wielką miłość. Miłość do Georga, do siebie, do wszystkich ludzi na świecie, ale też do jednej z walizek. Strach przed czymkolwiek zniknął całkowicie. Po raz pierwszy w życiu byłam pogodzona ze śmiercią. Wiedziałam, że kiedy umrę po prostu wrócę do tego stanu, który przeżyłam w trakcie tripu DMT. Stanu, w którym nie czuję braku siebie.
Po jakimś czasie zaczęłam czuć, że mój trip trwa nieskończoność i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek się skończy. Trochę mnie to zaniepokoiło. Czas przestał istnieć. Był jedynie konceptem, który miał pomóc nam nawigować rzeczywistość cielesną.
W tym momencie wszystko wróciło do normy. Barwy na twarzy Georga zniknęły, linie "innego wymiaru" również, a ja byłam zupełnie "trzeźwa". Nie było rzadnego momentu "schodzenia". Wszystko wróciło natychmiast do "normy". **
Jeszcze przez kilka kolejnych minut siedziałam w pokoju próbując zapisać wszystko, co przeżyłam, ale te doświadczenie było tak krótkie (długie? czas w ogóle nie istniał), intensywne i niewyobrażalne, że moje próby zupełnie go nie oddały.
Wyszłam z pokoju jak młody prorok. Szczęśliwa, spokojna i niebojąca się śmierci.
Kilka dni później byłam sama w domu. Po kilku godzinach pisania poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi, usiadłam na toalecie i nagle moje serce stanęło. Przez chwilę czekałam w ciszy na atak paniki, ale on nigdy nie nadszedł. Wstałam, spuściłam wodę i otworzyłam drzwi. Powoli wróciłam do biurka.
Przez całe życie cierpiałam na strach przez ciemnością. Zaczęło się od dziecięcego strachu, problemów ze snem, potworów pod łóżkiem. Kiedy byłam na studia, problem był tak poważny, że musiałam oddać się w ręce terapeutów. Wielu terapeutów.
Nie mogłam spać ze zgaszonym światłem, chyba, że spał ze mną ktoś inny. Ale to dopiero początek. Oprócz tego, każdy dźwięk, który słyszałam w nocy wymagał ode mnie "sprawdzenia", więc często wstawałam kilka razy w ciągu godziny, aby przejść całe mieszkanie. Oczywiście byłam przekonana, że w tym mieszkaniu coś strasznego znajdę, więc każdy krok był krokiem w stronę śmierci ze strachu. Spałam przy otwartym oknie, nawet w zimie, bo miałam nadzieję, że przez te okno wyskoczę, jeśli zobaczę coś strasznego. W dni, kiedy było bardzo źle, nie zamykałam drzwi do mieszkania na klucz, żeby móc jak najszybciej wybiec. Spałam w soczewkach, więc notorycznie cierpiałam na zapalenie spojówek.
Za dnia było trochę lepiej, ale każdy dźwięk wymagał "sprawdzenia". Drzwi musiały być zawsze otwarte. Kiedy szłam do łazienki, załatwiałam moje sprawy jak najszybciej mogłam, bałam się bowiem, że coś mnie zaatakuje w momencie "słabości". Więc zawsze, kiedy byłam sama w mieszkaniu musiałam korzystać z łazienki przy otwartych drzwiach. Aż do dnia, kiedy przez przypadek je zamknęłam.
Czego się bałam?
Potwór spod łózka ewoluował w potwora o strasznym uśmiechu. Przed snem wyobrażałam sobie, że odwracając się na bok zastanę tę twarz. Tak, tę samą, którą zobaczyłam podczas tripu DMT.
Rozumiesz więc mój szok, kiedy tamtego dnia nie dostałam ataku paniki, kiedy zamknęłam drzwi do łazienki. Ale potraktowałam to jako przypadek, mimo, że przez 30 lat mojego życia taki przypadek nigdy się nie zdarzył. Postanowiłam jednak powtórzyć ten eksperyment. Następnego dnia zanim weszłam do wanny, również zamknęłam drzwi do łazienki. Czekałam na atak paniki. Na marne.
Dzisiaj jest październik 2019. Mijają dwa lata od mojej podróży DMT i nie dam rady spać przy zapalonym świetle. Wchodząc do łazienki zamykam za sobą drzwi. Budzę się w środku nocy i idę z powrotem spać. Kiedy słyszę jakiś dźwięk, to czasem zwyczajnie nie chce mi się sprawdzać.
Nie mam pojęcia, jak to się stało. Przeszłam w życiu wiele terapii, jednak żadna z nich nie pozwoliła mi na normalne funkcjonowanie w ciemności. To nie jest tak, że się boję, ale mogę ten strach wytrzymać. Moje ciało jest całkowicie spokojne, moje serce nie bije szybciej. Niezależnie, co sobie wyobrażam, nie mogę sprowokować ataku paniki.
Te doświadczenie było moim wprowadzeniem do świata psychodelików i o ile DMT nie próbowałam ponownie, to ilość lekcji, jakie mi podarowało jest nieskończona. Wchodząc w ten świat nie miałam pojęcia, że moje życie ulegnie całkowitej zmianie. Jestem pewniejsza siebie, spokojniejsza, ciekawsza nowych doświadczeń i przede wszystkim otwarta na inne spojrzenia. Kiedy myślę o najważniejszych momentach z mojego całego życia, DMT bierze jedno z pierwszych miejsc. Dzięki niemu wiem, że nic nie wiem.
*Potem dowiedziałam się, że tymi dwoma oddechami udało mi się wciągnąć całą zawartość DMT w fajce.
**Jak widzisz, używam wielu cudzysłowów, ponieważ DMT kompletnie zmieniło moje pojęcie tego, co postrzegam jako normę i rzeczywistość.
https://antyszwecja.wordpress.com/2013/06/04/d-mt/
ReplyDelete